Temat, o którym pisze się często, ale rzadko uczciwie.

O co chodziło w Gay Pride? To było wykrzyczenie całemu światu: „Jesteśmy jak wy!”. "Pozwólcie nam żyć, tak jak chcemy”. „Jesteśmy razem, jest nas wielu”. Homoseksualizm jako zjawisko zawsze marginesowe było bardzo często stygmatyzowane. To fakt. Zwłaszcza gdy próbowano za pomocą „wiedzy lekarskiej” takim osobom pomóc. Na Zachodzie od czasu rewolucji seksualnej zmieniło się bardzo podejście do odmiennych preferencji seksualnych, niestety, sprawa została bardzo upolityczniona, a sami aktywiści LGBT stali się nieraz mięsem armatnim w społecznych debatach. Popełniają ten błąd, że starają się siłą wywrzeć na państwach akceptację ich sposobu życia, a w razie najmniejszej choćby odmowy przechodzą do walki, w której nie ma żadnych zasad. Nawet tak ukochana przeze mnie nauka została włączona w tę walkę. Środowisko LGBT nie może pozwolić sobie na to, aby publikowane były artykuły kwestionujące w jakikolwiek sposób korzystność posiadania orientacji homoseksualnej lub zmagania się z problemami tożsamościowymi. Nawet wykreślenie homoseksualizmu z listy zaburzeń psychicznych odbyło się pod naciskiem. Dobrze, że tak się stało, ale to nie zmienia faktu, że nie ma takiego celu, który uświęcałby środki. Dziś trzeba powiedzieć, że – choć „oficjalnie” homoseksualizm ma być absolutnie zdrową orientacją – to wśród naukowców nadal nie ma konsensusu. I wcale nie chodzi o wojnę między religijnymi i niereligijnymi badaczami.

Brak konsensusu nie przeszkadza Kościołowi, który uznaje homoseksualizm za zaburzenie identyfikacji seksualnej, które w sposób terapeutyczny można opanować. Mimo niepewności ze strony nauki Kościół powołuje się na Objawienie.

Tymczasem aktywiści ruchu LGBT nierzadko przejawiają bardzo silne duchowe potrzeby, które chcieliby zaspokoić we wspólnocie Kościoła. Trudno im będzie to uczynić, gdy usłyszą: Czynisz źle, nie potępiam cię, ale uważam homoseksualny stosunek płciowy za akt grzeszny, a twoją orientację seksualną za zaburzenie. Nie chcę cię osądzać, chcę ci nawet pomóc, ale uważam, że lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś była heteroseksualna. Może zdaniem katolików brzmi to dobrze, pojednawczo, otwarcie, ale osoba LGBT z całego tego wywodu zapamięta tylko, że ktoś uważa jej stan za zły, a to, co robi, za grzeszne. Kościół ma prawo dziwić się, że takie „pojednawcze gesty” są odbierane skrajnie krytycznie, ale ruch LGBT nie zatrzyma się, aż nie zniszczy wszystkiego, co zdaje się nietolerancyjne. Pokazuje to choćby reakcja na dokument „Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+”. Przeczytałem go uważnie i sądzę, że polski episkopat naprawdę nie ma się czego wstydzić. Przejawia się w nim naprawdę szczera troska o te środowiska. O człowieka po prostu. A mimo tego spotkał się z taką falą krytyki. Bo ośmielił się przerwać pewną retorykę.

Kościół podejmuje wielkie ryzyko, walcząc o dusze homoseksualnych braci i sióstr. Chwała mu za to, że chce dla nich dobra, ale czy mimowolnie nie wyrządza tym ludziom krzywdy? Może warto zastanowić się jeszcze raz, czy Objawienie na pewno nakazuje uważać homoseksualizm za niezdrowy? Bo może pod dobrymi intencjami kryje się fatalny błąd?